OTWARTE MIĘDZYNARODOWE MISTRZOSTWA MORSÓW 2016
11 grudnia 2016
Do wczoraj myślałem, że jestem twardy. Myliłem się i wiem, że dużo w baniaku jeszcze do poprzestawiania, bo po 50 metrze ścigania się w wodzie o temperaturze 2 stopni, przyszedł moment zwątpienia… Nawaliła na chwilę właśnie głowa, a potem zabrakło tchu. Oddech stał się krótki i płytki. Puls zaczął rozsadzać skronie. Po chwili odłączyło mi ręce. Najpierw dłonie, by za chwilę stracić, czucie aż do łokci. To absurdalne ale zimna woda zaczyna mnie parzyć!
Wrażenie jakby pod skórę twarzy wszczepiono mi silikon. Skóra jakby oddzielała się od kości policzkowych. Po 100 metrach przestraszyłem się, że to dopiero połowa dystansu. Przez chwilę myśl, że nie ukończę tych zawodów. Ja, który nie pękam, gdy mam do przepłynięcia 10 km w temperaturze lekko powyżej 10 stopni, teraz boję się, że kolejne 100 metrów, to będzie za daleko. Zwalniam…, uspokajam oddech… Zwalniam jednak za bardzo, ruchy stają się kanciaste, nie czuję dłońmi wody. Zagarniam ją jak łopatami, nie prostuję rąk w łokciach, bo przedramiona też już mam odcięte.
Jestem dopiero jakąś 1:30 w wodzie, a tu takie jaja. Wszystko dzieje się jak na zwolnionym filmie. Woda zalewa mi prawy okular, więc tylko płynąc w jedną stronę widzę przeciwników. Wszyscy zwolnili. Tego pierwszego już nie dogonię. Mam szansę jednak być drugi. Ostatnia prosta. Koślawy nawrót i spadam na trzecią pozycję. Wydaje mi się, że siły mam dużo, pociągnę kilka razy mocniej rękami i odrobię niefortunną stratę ale nie wiem jak tę siłę uruchomić. Do brzegu dopływam trzeci. Dzielą nas setne sekundy zatrzymane na ręcznym stoperze 3 min 30 sec.
Ten czas to aż o 45 sekund gorzej od życiówki na krytym basenie. Tak i tak daje to 7 miejsce w klasyfikacji mężczyzn open na tym dystansie. 3 w kategorii wiekowej. To była niezła lekcja pokory. Wyciągnę jednak wnioski. Odrobię pracę domową i wrócę silniejszy za rok 🙂 Wszelkie błędy debiutanta popełnione. Wcześniej morsowałem, bowiem tylko dwa razy i to rok temu. Nigdy jednak nie pływałem w tak lodowatej wodzie, a to na prawdę całkiem co innego niż sobotnie moczenie tyłka w przeręblu. Cenne doświadczenie, kolejna granica przekroczona! Dzięki za doping i nie pękajcie, gdy pęka głowa. Wasz mózg to kłamca! 😉